
Kilka dni temu tenisistka Iga Świątek niezdrowo poruszyła swoich zagranicznych fanów, wyznając, że nie przepada za anglosaskimi fastfoodami i woli pospolity makaron z truskawkami. „A fuj!” – zakrzyknął Świat, którego kuchnia nie dopuszcza profanacji mącznych klusek, a szczególnie łączenia ich z owocami. To kulinarne faux pas porównano – o zgrozo – do pizzy z ananasem.
Świat oburzyły kluski z truskawkami, a Polska oburzyła się na Świat 🙂
Ja też. Co prawda makaron preferuję jako dodatek do rosołu i nie przepadam za wersją z owocami lub serem, ale bardzo dobrze rozumiem, że tak zwane smaki dzieciństwa nie wychodzą z nas, choć my już ze szczenięcych lat skutecznie wyemigrowaliśmy.
Gdyby ktoś mnie zapytał, co byłoby konkurencją dla fish and chips, bez wahania rozpoczęłabym wyliczankę: chleb ze śmietaną i cukrem, ciasto drożdżowe z kruszonką, do tego kubek świeżego mleka, talarki ziemniaków pieczone na blasze kuchni węglowej, tak samo zrumienione kromki lub zebrane na łące pieczarki. Uzupełniłabym tę litanię jeszcze o czereśnie rwane prosto z drzewa, poziomki nawlekane na źdźbło trawy, ziemniaki z ogniska, kluski z jagodami gotowane na parze…
To niepowtarzalne smaki dzieciństwa, których nie doświadczyła pewnie cała reszta Świata, szczególnie Zachodu. I pewnie też nigdy nie zrozumie tej fascynacji prostotą jedzenia czasu kryzysu, w którym doceniało się wszystko, a pomarańcze i banany miały smak luksusu.
W naszym dzieciństwie jadło się wyroby czekoladopodobne zamiast czekolady i blok orzechowy zamiast chałwy, piło się Polo Cocktę zamiast Pepsi czy Coca Coli. W ogóle czasy pokolenia X, były czasami substytutów. Wszechobecne udawanie dotyczyło opakowań (zastępczych), samochodów (polska wersja Fiata), a nawet Polski jako takiej, która miała być wtedy drugą Japonią.
Niczego wtedy za to nie udawały: polski schabowy, flaczki, bigos czy tzw. sałatka dworcówka. Ale akurat tych potraw moje młodzieńcze podniebienie nie tolerowało. Podobnie jak zup mlecznych i budyniu z sokiem malinowym.
Dziś jestem na etapie wszystkożerstwa (co niestety nie służy smukłości i pewnie też zdrowiu), więc nawet kluski z truskawkami pewnie nie byłyby mi straszne w pewnych okolicznościach natury – podobnie jak kilkadziesiąt lat temu czerwony barszcz z torebki z makaronem, którym zaspokajałam głód, wędrując po bieszczadzkich połoninach.
Bo prawdą jest, że na to, co nam smakuje, wpływają emocje, a nie tylko kompozycja i proporcje składników.
Zatem smacznego!