
Dziecko – kwintesencja niewinności i szczerości. Kto z nas nie ma takich skojarzeń? Takim obrazem karmi nas literatura: baśnie, pozytywistyczne nowelki, romantyczne dramaty z Józiem, Rózią czy Orciem…
Jednak kto pracuje z dziećmi czy nastolatkami, wie, jak ten obraz dziecka jest stereotypowy, jak czasami daleki od prawdy.
Dzieci potrafią być nie mniej okrutne od dorosłych, wszak to od nich się uczą przez naśladowanie. Hejt, prześladowanie, wyśmiewanie, szydzenie z rówieśników to już dziś rzeczywistość spotykana w wielu szkołach, czego dowodzą medialne doniesienia o skutkach tych dziecięcych zabaw, gdy prześladowany odbiera sobie życie.
Ktoś mógłby powiedzieć: no cóż, takie czasy! Ale to nieprawda. Ludzie nie zrobili się nagle źli, byli tacy zawsze, tylko teraz za sprawą nowych mediów, o wszystkim wiemy. A jak wiadomo, szczególnie łatwiej rozprzestrzeniają się złe wiadomości niż dobre czy neutralne.
Dokładnie 333 lat temu, 10 czerwca 1692 roku w Salem stracono (powieszono) pierwszą z kilkunastu „czarownic”. Jaki to ma związek z powyższym? Prosty, jak kąt 90 stopni.
Słynny proces zaczął się od dziwacznych opowieści znudzonej dziewczynki, córki miejscowego pastora. Trzy kobiety zostały oskarżone przez konfabulujące dziecko o rzucanie uroków i uprawianie czarnej magii. Oskarżenie wywołało zbiorową histerię, a liczba „winnych” szybko sięgnęła 80 osób.
To jeden z tych przykładów, które pokazują, jak brzemienne w skutkach są i dziecięce zabawy, i histeria tłumu zręcznie podsycana przez wiarę w gusła, uprzedzenia oraz lęk przed odmiennością. A jak jeszcze do tego dojdą autorytet duchownego i ciemnota ludu – wtedy mamy śmiertelną mieszankę.
333 lata po wydarzeniach w Salem dalej poluje się na „czarownice”, tylko inaczej się je nazywa.