W mniejszości

Znalazłam się w tej dużej mniejszości. Zasadniczo jestem już do tego przyzwyczajona. Osiem lat panowania poprzedniej ekipy dało mi ten podział i stan odczuć przez swoistą nomenklaturę: gorszy sort, wykształciuch, lewaczka, czy bardziej wymyślne: uliczne szambo.

Jak się z tym czuję? Nie powiem, żeby komfortowo. Ale jak to mówią – lepiej z mądrym zgubić, niż z głupim znaleźć. Mogę być w mniejszości, nie tracąc przy tym godności.

Nie zmienię poglądów, żeby mi było wygodniej, bezpieczniej, nie jestem koniunkturalistką. Trudno – zawsze cechował mnie niewygodny dla innych i śmieszny dla wielu idealizm. Chamstwo, krętactwo, buta, arogancja i populizm nie znajdą u mnie uznania. Na te cztery pierwsze jestem wręcz uczulona i wobec nich bezsilna. Ostatnie śmierdzi mi z daleka.

Ale co mam zrobić? Obrazić się na kraj, na naród, że nie podziela moich przekonań? Wyjechać? Wewnętrznie wyemigrować? Nie – otrzepię się, jeszcze kilkanaście lub kilkadziesiąt razy siarczyście wyrażę opinię o tym, co przyniósł poniedziałek i będę robić swoje. Mówić uczniom o tym, jak ważne jest być wiernym paru prostym zasadom, że absolutyzm moralny jest lepszy od relatywizmu, choć trudniejszy, że nacjonalizm jest drogą do dehumanizacji człowieka, że historia lubi się powtarzać… Będę to mówić do skutku, do kiedy jeszcze starczy mi gardła i nikt nie zamknie ust. Będę przekonywać do tego, że patriotyzm nie wyklucza poszanowania innych nacji, a imigrant to też człowiek. Będę mówić niewygodną prawdę, że Polacy byli i są imigrantami, a wielu z nich uciekało z ojczyzny wtedy, gdy ona ich potrzebowała. Będę mówić, że nie jesteśmy świętym narodem, że jak każdy mieliśmy i mamy swoje czarne karty historii. Będę mówić o wartości prawdy, dobra i piękna.

Będę robić swoje. Jak ten śmieszny Syzyf toczyć kamień słów. Może do kogoś dotrę. Kiedyś.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *